Słowo na niedzielę

 Jedno stare opowiadanie mówi o tym, że ojciec z synem wybrali się w podróż. Wzięli ze sobą też konia. Kiedy szli pod górę w upalny dzień jeden z przechodniów mijając ich mruczał pod nosem: jeden z drugim idzie, a przecież mogą na koniu jechać. Ojciec więc pokornie wsadził syna na konia i podróżują dalej. Kolejny przechodzień mijając ich mówi sam do siebie: takie to zwyczaje! Młody na koniu jedzie, a stary idzie… zamienili się więc miejscami i ojciec zaczął jechać na koniu. Kolejny przechodzień skomentował to mówiąc: no pięknie! Ojciec na koniu jedzie, a młodemu każe dreptać obok – taki z niego ojciec. Obaj spojrzeli się na siebie i uśmiechając się pod nosem razem powiedzieli: jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził.

 

Coś komuś zawsze będzie nie w smak. Zawsze ktoś coś przylepi. Tak jest jednak nie od dzisiaj.  Jak czytamy w ewangelii: Przyszedł Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników".

  

Właśnie Jezus i Jan Chrzciciel, to bohaterowie dzisiejszej ewangelii. Ich dzisiejsze spotkanie powinno nas wiele nauczyć. Przyjrzyjmy się więc głębiej jak wyglądało ich spotkanie: Jan stał z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: Oto Baranek Boży. Zauważmy, że Jan zwrócił uwagę na to, co najważniejsze. Nie wchodził w to, co nie jest istotne. Nie powiedział przecież: O Jezu, nowa tunika, droga była? Ani też nie powiedział: O Jezu, sandały masz podarte – bo może i tak było. Jan Chrzciciel uchwycił to, co istotne. On zobaczył w Jezusie Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata.

A ileż razy w naszym życiu, w naszej społeczności nie zajmujemy się tym co istotne, ale bajkami, bajdami, plotkami, pomówieniami. Ileż razy nasze rozmowy schodzą na tory: a słyszałaś że…? A wiesz że..? a ten to z tą, ten za tyle, ten za ile, ten to złodziej, tamta dziwna, ten to babiarz, tamten pijak. Jak ksiądz jedzie dobrym samochodem, to z tacy ukradł, albo tym to dobrze, ale kiedy jeździ złomem to powiedzą: nie stać go? Dziaduje! Czy naprawdę o to chodzi? Czy to jest sedno życia? O kimś coś powiedzieć? Poza tym w takich sytuacjach zawsze działa zasada głuchego telefonu – doskonale wiemy jak to działa: plotka wyleci wróblem, a wróci bawołem. I na to zawsze jest czas, siła i ochota.

 

Jeden z rekolekcjonistów w seminarium powiedział, że jak słyszy śpiew Bogurodzica wydobywający się ze stu młodych męskich gardeł, to łapie się za bok szukając miecza, bo emocje przenoszą go pod Grunwald. A w naszych kościołach kilkaset osób na Mszy św., a śpiew i modlitwy ledwo słyszalne. Ba! Są nawet tacy, którzy przez całą godzinę ust nie otworzą, bo po co? Pan organista zagra, chór czy schola zaśpiewa. Żeby taka siła była do śpiewania jak do plotkowania, to mury tej świątyni trzęsły by się w fundamentach.

  

A my nasze gardło zdzieramy na to, co niepotrzebne. A my tyle czasu tracimy na to, co nie warte zachodu. Tyle słów wypowiadamy niepotrzebnie. Zmarły w 2007 r. Gabriel Marquez w swoim testamencie napisał: Gdyby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej, jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę.

 

Należy więc to zrobić i postawić sobie wyraźne życiowe priorytety. Tak jak patron naszej parafii – Jan Chrzciciel. Priorytetem dla niego było ukazanie Boga, ukazanie dobra i mówienie tylko o tym. Priorytetem niech więc będzie dla nas mówienie o drugim człowieku tylko dobrze, a jeśli coś jest nie tak, to lekarstwem na pewno nie jest bici słowem za plecami. Zespół Paktofonika śpiewał:

Wszystko ma swoje priorytety, niestety.
Wszystko ma swoje wady, zalety.
Hierarchia wartości, obowiązki, przyjemności

W świecie rzeczywistym stacjonuję, 
to tu funkcjonuję i wciąż kombinuję.
Szczęścia na bazie czyjejś porażki nie buduję

Za kilkadziesiąt minut wrócicie do swoich domów. Zasiądziecie do obiadu. Włączycie skoki narciarskie, albo inne programy i będziecie rozmawiać. Zwróćcie uwagę o czym i o kim. Postarajcie się, żeby słowa, które wyjdą z waszych ust nie kaleczyły, ale błogosławiły…

Niech króluje dobro. Niech króluje miłość. Niech króluje wzajemne poszanowanie, bo jak powiedział kiedyś Kisiel: herbata nie staje się słodka od mieszania, ale od dosypywania cukru.

Nie mieszajmy.

Amen