Słowo na niedzielę

Dokładnie miesiąc temu cały świat dowiedział się o katastrofie samolotu, który rozbił się we francuskich Alpach. Pamiętamy, że zginęło wtedy 150 osób. Natychmiast pojawiło się pytanie „dlaczego?”, „co się stało?”. Niestety już kilkadziesiąt godzin później dowiedzieliśmy się dlaczego. Młody, 28 letni drugi pilot tej maszyny celowo rozbił ją i uśmiercił siebie oraz wszystkich za których był odpowiedzialny. Tę tragedię rozumiemy dzisiaj tym bardziej, że przeżywamy w Kościele niedzielę dobrego pasterza, dobrego opiekuna tych, którzy są powierzeni jego opiece. Z pewnością nikt z tego feralnego lotu nie przypuszczał przechodząc przez bramkę bezpieczeństwa, kasując kartę pokładową aż wreszcie zajmując miejsce w samolocie, że za kilka godzin zginie. Bo nikt tego nie przypuszcza, nie podejrzewa.

Mówimy – wypadki chodzą po ludziach. Tak, to prawda. Tydzień temu też już niektórzy z nas wiedzieli że tak niedaleko nas para narzeczonych rozwożąc zaproszenia nie rozwiozła wszystkich – bo uderzył w nich i zabił samochód jadący jak setki innych – z tym może wyjątkiem, że prowadził go kapłan. Ale nie o tym dzisiaj mowa – dzisiaj mowa o tym, że nasze życie powierzamy innym. Tak jak te 149 osób powierzyło życie temu, który ich zabił. Przed chwilą słuchaliśmy w ewangelii słowa Jezusa: Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Daje życie – a nie odwrotnie. I tych różnorakich pasterzy Bóg stawia na drodze naszego życia. Kierowcę autobusu – który wiezie nas do pracy, szkoły. Mojego kolegę, który mnie podwozi. Pilota samolotu w którym lecę. Mamę i tatę, którzy mają być zawsze dobrymi pasterzami dla swoich dzieci. Tym wszystkim powierzamy nasze życie! Nasze zdrowie, nasze plany i nadzieje, nasze marzenia. Marzenia, które przecież tak łatwo zniszczyć…

Są też szczególni pasterze, których Opatrzność Boża stawia przed konkretną wspólnotą, konkretną parafią i konkretnym człowiekiem. To kapłani, którzy są stawiani na drodze naszego życia. To tacy piloci naszych duchowych samolotowych podróży, to piloci – wybrani, do tego szkoleni, posiadający niezbędną wiedzę i powołanie. I jeśli ktoś mówi, że wierzy w Boga, ale ksiądz mu jest do niczego nie potrzebny, to tak jak gdyby kupił bilet do nieba, wsiadł do samolotu i siedział. A kto wystartuje? Kto poprowadzi lot? Z kim bezpiecznie wyląduje? Taki człowiek, to wybaczcie, ale pasażer – idiota. Całe życie w samolocie bez pilota. W końcu sam udaje, że lata, ale do nieba może nie dolecieć.

Ci piloci owszem – bywają różni. Nawet i fizycznie – bo jeden jest za gruby, drugi za chudy, trzeci za ślepy, czwarty za niski itp. itd. Jeden za pokorny, drugi za wrzaskliwy, a i bilety na lot do nieba według wielu są za drogie. To są jednak pasterze – piloci mojego samolotu do nieba, którzy naprawdę nie chcą rozbić was o stok góry, ale w długim locie do nieba razem z wami dotrzeć do celu.. chociaż turbulencje muszą być! A na pokładzie tego naszego samolotu do nieba serwują Msze święte, wszystkie inne sakramenty, pielgrzymki, wyjazdy, spotkania, modlitwy, majówki, adoracje, i chociażby jakiś udział w budowie czy remoncie środków materialnych jakimi mamy dotrzeć do upragnionego lądowiska w niebie.

Ta nasza wspólna podróż do nieba została wyśpiewana przez Rubika w takich słowach:

Do bram raju aż się wspiąłem żeby ujrzeć wreszcie rajski świat

Rzekłem - gadać chcę z Aniołem do siwego stróża spoza krat

Spytał nieba stróż o powód mej wędrówki do niebieskich bram

Rzekłem chcę mieć jakiś dowód że gdy minie czas - nie będę sam

Zapytałem o sens w życiu mym i o prawdę zapytałem

Rzekł - mój synu problem leży w tym żeś pobłądził życiem całym

Śmiał się nieba Stróż i wyznał że szkoda czasu na gadanie

Bo choć nawet czegoś dowiem się to i tak się nic nie stanie

Co się stanie z całym światem gdy odejdziemy w zapomnienie

I co zrobić ze swym życiem by ciut na lepsze świat odmienić

Nim meteor obok nóg nam spadł Strażnik zabrał mnie do raju

A tam całkiem jak u babci sad w którym śliwy zakwitają

Ale niespodzianka! Raj taki sam jak u babci sad w którym śliwy zakwitają. I tak moi drodzy jest. Raj musimy najpierw stworzyć sobie tutaj – na ziemi. Jak śpiewamy: na niwach zielonych pasie mnie, na łąki spokojne prowadzi mnie.To właśnie ten pasterz, którego Bóg stawia w Twoim życiu – ten pilot Twojej podróży do nieba mówi Tobie i sobie co robić, żeby zapukać do tych bram raju. I to naprawdę nie jest takie trudne. Bo jeśli mówi Ci Twój pasterz: w niedzielę i święta we Mszy świętej uczestniczyć i powstrzymywać się od prac niekoniecznych, to naprawdę go boli, kiedy większości parafii nie ma w niedzielę w kościele, a wracając z kolejnej Mszy św. na dojeździe widzi jak jego sąsiad sieje pole w czasie sumy. I naprawdę Twojego pasterza boli, kiedy w maju, październiku mogło by być więcej dzieci na nabożeństwach. I naprawdę Twojego pasterza boli, kiedy w środowy wieczór tak mało dorosłych klęka przy obrazie Matki Nieustającej Pomocy. Przykłady te można by mnożyć, ale nie w tym sens.

Wyobraźmy sobie, że teraz jesteśmy właśnie w takim samolocie który wiezie nas do nieba. Z resztą architektura naszego kościoła temu sprzyja. Dwie główne nawy jak dwa rzędy siedzeń. Korytarz po środku gdzie chodzi obsługa. Najważniejsze miejsce czyli silnik i paliwo, to Chrystus który nas poderwie. No i miejsce tego, który przewodzi – pasterza, pilota, nawigatora – przy ołtarzu i ambonie, jak trzeba i w konfesjonale. Bilety skasowane na chrzcie świętym. Bramki bezpieczeństwa za nami. Zapnijcie pasy, bo odlatujemy do nieba. Pokarm na nieśmiertelność będzie za chwilę – eucharystia. Turbulencje nieuniknione, ale nie bójcie się! Nie rozbijemy Was o stok góry – jeśli nas posłuchacie, to dolecimy razem do nieba. Życzymy miłej podróży. Kapitan pasterz Andrzej, drudzy piloci i pasterze Robert i Kamil oraz członkowie załogi. Samolot do nieba gotowy do startu.


Pamiętajcie że lecimy razem i razem dolatujemy. Co daj Boże! Amen.